Drodzy Czytelnicy!
Dzisiaj przenosząc się w czasie zahaczymy o kryminalne Gniezno, ale także trafimy do Poznania i Gdańska. Tym razem nie będzie to sylwetka seryjnego mordercy, a pewne wydarzenie, bardzo związane z religią katolicką. Chciałabym przybliżyć Wam historię kradzieży elementów sarkofagu św. Wojciecha z katedry gnieźnieńskiej. Format tego postu będzie się nieco różnił od tego poprzedniego - tym razem między tekst chciałabym wpleść zdjęcia, a nie tak jak to miało miejsce ostatnio dopiero pod koniec. Dajcie znać, który format bardziej przypadł Wam do gustu.
Wszystko zaczęło się w nocy z 19 na 20 marca 1986 roku (zwrócicie szczególną uwagę na daty poszczególnych etapów śledztwa, ponieważ jest to niezmiernie ważne w tej historii). Wtedy to trzech nieznanych sprawców wtargnęło na teren Bazyliki Archikatedralnej w Gnieźnie. Na ich szczęście panował tam wtedy remont, więc wszędzie rozstawione były rusztowania. Po uprzednim wyłamaniu krat i dostaniu się do środka ze strony jednej z naw bocznych przez okno skorzystali oni z owego rusztowania, aby dostać się w okolice ołtarza, a następnie w kierunku nawy głównej. To właśnie tam znajdował się sarkofag z relikwiami św. Wojciecha wykonany w całości ze srebra.
| Bazylika prymasowska Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Gnieźnie; źródło: Wikipedia |
Sprawa została przydzielona milicjantom z Poznania z wydziału dochodzeniowo - śledczego. W godzinach porannych udali się oni do katedry w celu przeprowadzenia oględzin. Jedną z pierwszych rzeczy jaką trzeba było wykonać było przeprowadzenie rozpoznania. Wchodziło tutaj w grę dowiedzenie się co stało się łupem złodziei, ale także kwestie typowo logistyczne, czyli m.in kto miał dostęp do samej archikatedry albo czy ktoś widział samą kradzież. To zadanie przypadło inspektorowi Jerzemu Jakubowskiemu, który w tym celu przeprowadził rozmowę z ówczesnym księdzem proboszczem Zenonem Willą. Wtedy też zdobyto informacje, że ukradziono figurę św. Wojciecha z sarkofagu, którego była ona częścią, a także kilka innych elementów ozdobnych takich jak anioły.
Same oględziny zajęły śledczym aż 2 dni, ponieważ musieli dokładnie przeszukać każdy zakamarek kościoła, aby znaleźć jakiekolwiek dowody, które poprowadzą ich do sprawców. Wcześniej wspomniałam, że w katedrze prowadzony był remont - jak się okazało bardzo ułatwiło to pracę milicjantom, a zarazem stało się zgubą dla złodziei - dlatego też wszędzie panował kurz i tym sposobem śledczy weszli w posiadanie odcisków butów pozostawionych przez sprawców. Dalsze przeszukanie wykazały kolejne mocne dowody - w krypcie znajdującej się w nawie bocznej, po raz kolejny na swoje nieszczęście, złodziejaszki pozostawili torbę, a w niej... narzędzia zbrodni, które posłużyły do dokonania rabunku! Znaleziono tam między innymi brzeszczoty, na których zabezpieczono odciski palców. Złodzieje nie wykazali się zbytnią inteligencją, ponieważ z tokiem śledztwa wyjdzie na jaw, że owe odciski zostały zostawione przez nim jeszcze w trakcie przygotowań przed samą kradzieżą. Bo oczywiście, w samej katedrze działali w rękawiczkach.
![]() |
| Sarkofag z relikwiami św. Wojciecha; źródło: wyborcza.pl |
Milicjanci zaczęli od przesłuchania całej ekipy remontowej pracującej na miejscu, lecz z czasem doszły do tego także przeszukania wielu miejsc zamieszkania osób powiązanych ze środowiskiem przestępczym po to, aby odnaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia nawet w najmniejszym stopniu związany z kradzieżą; rozmawiano także z milicyjnymi informatorami. Ustanowiono nagrodę pieniężną dla osoby, która wskaże sprawców lub przyczyni się do ich ujęcia w wysokości około 600-700 tys zł (500 tys zł pochodziło od państwa, a pozostałą kwotę ofiarowały osoby prywatne). Było to dobre posunięcie, ponieważ już zaledwie po kilku dniach nastąpił ogromny przełom, do Gniezna dotarł telegram z Gdańska informujący o tym, że tamtejsi milicjanci w trakcie przeszukiwania jednego z garaży natknęli się na przedmioty ze srebra i podejrzewali, że mogą one pochodzić z kradzieży elementów sarkofagu. W związku z tym kilku poznańskich śledczych wyruszyło w trasę do nadmorskiej miejscowości, aby zweryfikować te znalezisko - okazało się, że faktycznie należały one do sarkofagu św. Wojciecha.
Śledztwo nabrało sporego tempa, ponieważ pojawiły się już pierwsze nazwiska i tym samym milicja dokonała aresztowania trzech mężczyzn. Przeszukiwano ich mieszkania oraz zabezpieczano odzież i obuwie. Wśród zatrzymanych znaleźli się: Krzysztof i Marek M. bracia bliźniacy oraz ich kolega Waldemar B. wszyscy wcześniej byli już karani. Przewieziono ich do Poznania i tam przesłuchiwano, jednak nie było to proste, ponieważ żaden z nich nie zamierzał się przyznać. Dowody, jednak jednoznacznie wskazywały, że to oni stali za najgłośniejszą kradzieżą w Polsce. Między innymi księża dokonali pozytywnej identyfikacji odnalezionych fragmentów. Badanie zabezpieczonej odzieży wykazało obecność drobinek srebra w kieszeniach spodni - stało się to w następujący sposób: jeden ze sprawców przenosił w rękawiczkach srebrne elementy i wkładał je do torby, lecz później w skutek naturalnego ludzkiego ruchu czekając aż inni skończą swoją robotę włożył te ręce do kieszeni tym samym pozostawiając dowód.
Ogromnym zaskoczeniem dla wszystkich, okazało się znalezienie w okolicy 100 metrów od katedry zakopanego w piasku zniszczonego korpusu figury św. Wojciecha. Miało to miejsce 1 kwietnia 1986 roku. Inspektor Jakubowski postanowił wykorzystać ten fakt w celu podejścia złodziei podstępem, aby zaczęli zeznawać. Umieścił owy korpus na biurku w gabinecie ówczesnego zastępcy naczelnika wydziału majora Zenona Smolarka i po kolei przesłuchiwał zatrzymanych. Zadawał im pytanie "Jak myślisz z kim byłem wykopać tę figurę?", oczywiście z ich ust padała odpowiedź pokroju "Ja nie wiem co to jest". Celem tego całego przedsięwzięcia było zaszczepienie w sprawcach niepewności czy któryś ze wspólników, mówiąc żargonowo "nie pękł" i pojechał wskazać śledczym miejsce ukrycia jednej części łupu.
![]() |
| Odnaleziony zniszczony korpus figury św. Wojciecha; źródło" rmf24.pl |
W toku przesłuchań na jaw wyszła informacja, że hersztem grupy był jeden z bliźniaków, Krzysztof. Imponowało mu to, że wszystkie media w Polsce mówiły o nim i o skoku, który dokonał razem z innymi zatrzymanymi. Śledczy przyjęli, więc taktykę opowiadania zatrzymanym o tym, lecz dodawali, że według "złodziejskiej klasy" muszą się przyznać i uznać swoją porażkę zważając na niepodważalne dowody świadczące przeciwko nim. Taka taktyka podziałała i w końcu doszło do przyznania - jako pierwsze wyjaśnienia złożył lider bandy, zostały one utrwalone na magnetofonie. Jego brat, Marek w dalszym ciągu odmawiał przyznania się, lecz po przesłuchaniu zeznań brata pękł i też zaczął mówić. Idąc ich śladem Waldemar B. również się przyznał.
Mniej więcej w tym samym czasie na światło dzienne wyszło nazwisko czwartej osoby - jak się okazało inspiratora całego skoku. Był nim starszy człowiek, który już wcześniej parał się okradaniem różnych kościołów. Co ciekawe, początkowym łupem złodziei miały paść świeczniki, jednak kiedy ich nie znaleźli zdecydowali się okraść sarkofag. Nie wziął on czynnego udziału w napadzie, ponieważ pozostali twierdzili, że byłby tylko "kulą u nogi" ze względu na swój starszy wiek i ograniczoną sprawność fizyczną. Nie oznacza to, że uniknął odpowiedzialności, wręcz przeciwnie zostały mu postawione zarzuty podżegania i pomocnictwa (przedstawił sprawcom plan katedry i towarzyszył im, kiedy dokonywali rekonesansu, dostarczył im sprzęt) do kradzieży z włamaniem do Archikatedry w Gnieźnie. Co prawda milicjanci może i mieli sprawców kradzieży, ale ich problemem w dalszym ciągu było odnalezienie pozostałych części srebra, a akurat w tym przypadku sprawcy byli małomówni. Liczyli na to, że jak wyjdą z więzienia to będą mogli to spieniężyć. Później, jednak w trakcie równoległych przesłuchań bliźniacy narysowali niemalże identyczne rysunki wskazując, gdzie jest pozostały łup. Poznańscy milicjanci kolejnych raz wyruszyli w trasę do Gdańska i odnaleźli inne fragmenty, niestety już przetopione.
Wizje lokalne z udziałem oskarżonych odbyły się w okolicach 14-16 kwietnia 1986 roku. Cała sprawa została zakończona w maju, a proces ruszył 1 czerwca tego samego roku. Już miesiąc później zapadły wyroki 15 i 12 lat pozbawienia wolności, które uprawomocniły się po kilku miesiącach. Sama rozprawa sądowa odbyła się w sposób szybki, ponieważ oskarżeni już jedynie tylko potwierdzali to co zeznawali w trakcie trwania śledztwa. Prokuratura zdecydowała się w międzyczasie na zmianę kwalifikacji czynu z kradzieży mienia prywatnego na kradzież mienia społecznego (górna granica kary to tutaj 25 lat pozbawienia wolności). Sędzia, która przewodniczyła tej sprawie przyjęła tę zmianę, jednak i tak wymierzyła oskarżonym karę w granicach jaka obowiązuje w przypadkach mienia prywatnego. Ostatecznie Sąd Najwyższy ponownie zmienił kwalifikacje czynu wracając do pierwotnej.
![]() |
| Artykuł jednej z gazet informujący o rozpoczęciu procesu; źródło: trojmiasto.pl |
Jak możecie zauważyć to cała ta sprawa zamknęła się w okolicach 3 miesięcy, czyli w dość szybkim czasie. Stało się tak dlatego, że milicja musiała działać szybko i skutecznie, ponieważ na tamten moment jej relacje z kościołem katolickim nie były zbyt dobre, a sama kradzież miała miejsce zaledwie 1,5 roku po zamordowaniu księdza Jerzego Popiełuszki. Było to, więc bardzo ważne śledztwo nie tylko z punktu bezcennego i historycznego charakteru, ale także okazja, aby znormalizować napięte relacje.
Na sam koniec chciałabym powiedzieć, że na podstawie tej sprawy powstał film "Święty" w reżyserii Sebastiana Buttnego. Nie jest to film dokumentalny, a fabularny oparty na szczegółach tej ciekawej sprawy kryminalnej. Osobiście jeszcze go nie oglądałam, ale na pewno w najbliższym czasie zamierzam to nadrobić. Jeśli spodobał się Wam post zachęcam do zostawienie polubienia, komentarza oraz do obserwacji na innych social mediach :)
Źródła wykorzystane do stworzenia wpisu:
1) Film na youtube pt. "Wielki skok braci M." na kanale Zabójcze opowieści
2) Artykuł "Najbardziej zuchwała kradzież PRL. Celem złodziei był relikwiarz św. Wojciecha" autorstwa Bartłomieja Makowskiego na stronie Polskiego Radia



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz